9 wrz 2016

Kolekcja paletek + recenzja


Hej kochani!
Dziś post, który prawdopodobnie przypadnie do gustu tym z Was, którzy lubują się we wpisach kosmetycznych. Tym razem będzie to post z moją kolekcją paletek i ich recenzją, moimi wrażeniami, porównaniem. Mam nadzieję, że okaże sie on pomocny szczególnie dla osób, które chciałyby zamówić swoją pierwszą paletkę do makijażu, ale nie wiedzą, na którą się zdecydować. Wcale się nie dziwię, bo w tym gąszczu palet cieni, jaki obecnie panuje na rynku faktycznie można się nieco pogubić. 

Zapraszam Was do dalszej części wpisu ;-)



* * * 




Jak sami widzicie moja kolekcja palet jest całkiem pokaźna - przynajmniej w moim odczuciu. Chociaż przyznam Wam się szczerze, że wciąż mam ochotę kupić coś nowego, ale zdrowy rozsądek nie pozwala mi na zrealizowanie swoich skrytych marzeń. Może kiedyś!

*


Swoją przygodę z paletkami cieni zaczęłam już kilka dobrych lat temu. 
Nic więc dziwnego, że w moje ręce wpadły dwie palety ze Sleeka - w tamtym czasie ta marka była na topie, natomiast obecnie odnoszę wrażenie, że zeszła na drugi plan. Być może dlatego, że na rynku możemy znaleźć o wiele więcej lepszych palet, ale o tym dowiecie się w dalszej części wpisu... 



Moją pierwszą paletką Sleek MakeUp miała zaszczyt zostać "Oh so special palette".


Zdecydowałam się na nią głównie ze względu na dość neutralne kolory, które były mi niezbędne do wykonywania codziennych makijaży. 
W palecie znajdziemy cienie zarówno matowe, jak i perłowe, połyskujące. Nie zabrakło neutralnego beżu, którym możemy zmatowić całą powiekę i który jak widać był przeze mnie dosyć mocno eksploatowany ;-) 
"Oh so special" ma piękne odcienie róży i brązów - wszystkie są dość ciepłe, część z nich jest matowa, część błyszcząca. Duży plus za czarny cień, którym możemy narysować kreskę lub lekko zaznaczyć linię rzęs. Do zestawu dołączona jest pacynka, z której ja nie korzystałam - zdecydowanie wolę aplikować cienie pędzlem :) 

Do dziś uważam, że ta paleta jest uniwersalna i można używać tylko tej jednej jedynej do wykonania pełnego makijażu: zarówno dziennego, jak i wieczorowego. 
Pigmentacja tych cieni nie jest najgorsza, ale niestety mają one skłonność do osypywania się - i zauważyłam to bardzo wyraźnie po nabyciu palet z innych marek. 
Jednak jest na to sposób - wystarczy najpierw wykonać makijaż oka, a dopiero później zająć się twarzą. Chyba, że lubicie pozbywać się ciemnych plam z wykończonej już podkładem i pudrem twarzy. 




*




Druga w kolejności paletą, której stałam się posiadaczką, to znów marka Sleek MakeUp, jednak tym razem "Garden of eden palette". Czyż to nie dźwięcznie brzmiąca nazwa?!




Ta paleta z pewnością nie należy do najbardziej uniwersalnych - chyba, że lubicie w swoim codziennym makijażu zielone akcenty. W moim odczuciu jest to paleta raczej do makijaży sesyjnych, nieco innych i bardziej odważnych niż te, które wykonuję na co dzień. 

Tu również znajdziemy piękne, ciepłe odcienie brązów, którymi możemy zaznaczyć załamanie powieki, ale z pewnością brakuje beżowego i czarnego cienia - dlatego nie jest to dla mnie paleta uniwersalna. 
Mamy za to mnóstwo odcieni zieleni - zarówno matowych, jak i perłowych, które przepięknie się iskrzą na powiece. Ja szczególnie mocno upodobałam sobie najciemniejszy kolor zieleni - butelkowy, zgniły, bardzo ciekawy i intensywny. 


Swego czasu wykonywałam sporo makijaży z zielonymi akcentami, szczególnie na dolnej powiecie. 
Jeden mogliście zobaczyć na wiosennej sesji z Natalią z zeszłego roku:


Dlatego jeśli jesteście fankami właśnie takich makijaży, to jak najbardziej mogę Wam polecić paletę "Garden of Eden"! Jednak pamiętajcie, że cienie ze Sleeka "lubią" się osypywać ;-) 


*




Paleta, którą dostałam w prezencie urodzinowym od jednej ze swoich czytelniczek (Aniu, jeśli to czytasz - to pozdrawiam!) jest zdecydowanie "najsłodsza" z całej mojej kolekcji... ;-)

Mowa oczywiście o czekoladce z Make Up Revolution (Death by Chocolate), którą uwielbiam do dziś i która jest chyba najbardziej "zdezelowaną" paletą w moim zbiorze. 
Opakowanie może i jest urocze, ale niestety mało trwałe - jednak to chyba nie jest najważniejszy aspekt, dlatego przymykam na to oko!

Z ręką na sercu muszę przyznać, że palety z Make Up Revolution bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły: przede wszystkim naprawdę dobrą jakością cieni!
Jak na paletkę, która kosztuje w granicach od 30-40 zł to jakość jest naprawdę rewelacyjna, według mnie o wiele lepsza od Sleeka.
Dobór odcieni w paletach też jest jak najbardziej trafiony. W mojej czekoladce praktycznie wszystkie cienie okazywały się przydatne, a najczęściej używany był oczywiście matowy beż - co widać po jego zużyciu. Duży plus za przemyślenie sprawy i większą ilość właśnie tych neutralnych cieni - one zawsze najszybciej się zużywają, dlatego dobrze gdy jest ich więcej. W palecie znajdziemy także czarny cień, który jest dość dobrze napigmentowany i którym spokojnie możemy wykonać kreskę - jeśli zależy nam na bardziej rozdymionym efekcie niż po użyciu eyelinera. 
Do dziś bardzo zachwycają mnie brązy, które skrywają się w palecie od MUR. Są cieplutkie, dobrze napigmentowane, świetnie się blendują i tworzą na powiece jedną, spójną całość. 
Zresztą, co ja będę dalej "słodzić"... ilość makijaży, które wykonałam tą paletą i które pojawiły się na blogu, mówi sama za siebie... 


Jeśli któraś z Was myśli o zakupie swojej pierwszej palety i nie chce wydawać za dużo pieniędzy to zdecydowanie polecam palety z Make Up Revolution - a czekoladki w szczególności, bo mają naprawdę przepiękne kolory!!! Nie wydacie majątku, a z pewnością będziecie zadowolone i stworzycie mnóstwo makijaży, zarówno na co dzień, jak i na wieczorne wyjścia. Obiecuję Wam to, zakochacie się od pierwszego użycia! ;-) 


*




Kolejna paleta w mojej kolekcji to znów paleta marki Make Up Revolution, ale tym razem Redemption Palette Essential Mattes 2. 

Zamówiłam ją, bo potrzebowałam większego przekroju matowych cieni - a ta paleta składa się tylko z matów. Mamy w niej cztery odcienie beżu - niektóre wpadające w żółć, drugie w róż, neutralne kolory przejściowe i znowu brązy. Chyba zdążyliście już zauważyć, że uwielbiam brązy?! Nie wyobrażam sobie bez nich swojego makijażu. 
Ta paleta jest OK - jeśli potrzebujecie tylko matowych cieni o przeciętnej jakości to będziecie zadowoleni. 
Przy użyciu bazy - cienie trzymają się na powiece o wiele dłużej. Mam wrażenie, że cienie w czekoladowych paletach są nieco lepsze, dlatego gdybym miała kupować jeszcze raz, pewnie wybrałabym sobie kolejną czekoladkę zamiast tej. Jednak po widocznym zużyciu mogę bez bicia przyznać, że używałam jej i lubiłam z nią pracować, szczególnie gdy wykonywałam lekkie, dzienne makijaże.

Makijaż, który wykonałam przy użyciu tej palety znajdziecie tu -> KLIK.





I teraz nadszedł czas aby pokazać Wam swoje dwie absolutnie genialne perełki!
Zapewne domyślacie się już, które palety mam na myśli.... 
Sprawdźcie sami!




Oczywiście mowa o paletach z Zoevy i TheBalm. 
Obie kocham, obiema się zachwycam i po obie z wielką przyjemnością sięgam kiedy wykonuję makijaż.
Jednak gdybym miała wybrać tylko jedną z nich... to na którą by padło? 

Powiem szczerze, że jest to ciężki wybór, ale po miesiącach testowania i wyrabiania opinii chyba już wiem, którą oceniłabym nieco wyżej... Tego dowiecie się za moment!



Na paletę marki Zoeva skusiłam się głównie za sprawą wszystkich pozytywnych opinii, które słyszałam - w szczególności na YT. Byłam bardzo ciekawa czy wszystkie te zachwyty są słuszne i czy faktycznie warto wydawać prawie 80 zł na paletę, która ma tylko 10 cieni (dla porównania czekoladka z MUR ma ich aż 16!). Miałam ogromny problem z wyborem swojej pierwszej palety z Zoevy - wszystkie, które są dostępne skradły moje serce i musiałam stoczyć ciężką, wewnętrzną walkę i podjąć decyzję. 

W końcu postanowiłam zamówić paletkę Smoky - i był to naprawdę bardzo dobry wybór!
Już przy pierwszym użyciu wiedziałam, że tak, wszystkie zachwyty są jak najbardziej uzasadnione. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia i pierwszej aplikacji. Jeśli miałabym wymienić, co podoba mi się w tej palecie najbardziej to pewnie moje ochy i achy nie miałyby końca.
Jestem oczarowana designem, który przykuwa spojrzenie i cieszy oko, tekturowym opakowaniem, które jest bardzo trwałe, no i oczywiście samą zawartością. 
Dobór cieni do tej palety był naprawdę dobrze przemyślany - każdy cień używam (w mniejszym lub większym stopniu) i każdy mi się podoba! Co więcej - każdy z nich jest bardzo intensywny i nie traci tej intensywności po zaaplikowaniu na powiekę. Mimo naprawdę dobrej pigmentacji cienie nie mają tendencji do osypywania się (może z wyjątkiem tych najciemniejszych, ale to i tak nie jest tak nagminne jak w Sleeku).


W palecie Smoky zdecydowanie przeważają cienie matowe - co bardzo mnie cieszy, bo zwykle to matowych cieni używam najczęściej, zarówno w makijażu codziennym jak i wieczorowym.
Nie zabrakło beżowego cienia, który według mnie jest niezbędny w każdej palecie, oraz czarnego, którego pigmentacja zachwyca mnie za każdym razem - już nie potrzebuję używać eyelinera ;-) 

Każdy kolor w tej palecie jest wyjątkowy, a połączone ze sobą tworzą naprawdę spójną całość.
Cienie idealnie się blendują, nie zostawiają plam, smug. 

Z ręką na sercu muszę przyznać, że nie żałuję ani jednej złotówki, którą wydałam na tę paletę. 
Gdybym mogła - kupiłabym ją ponownie! Zdecydowanie jest warta swojej ceny. 
Uważam, że ta paletka cieni jest jak najbardziej uniwersalna i samowystarczalna, a każdy stworzony nią makijaż jest inny i naprawdę wyjątkowy. Uwielbiam ją całym sercem!!!

Makijaże wykonane paletką Zoeva Smoky zobaczycie tu: KLIK, KLIK, KLIK.



*




I na koniec paleta, z którą wiąże się długa historia...
W skrócie: kupiłam za pośrednictwem Instagrama paletę, o której myślałam, że jest oryginalną paletką TheBalm Nude Tude, jednak po kilku próbach aplikacji stwierdziłam, że coś musi być nie tak. Te cienie były naprawdę tragiczne!!! Po odwiedzeniu kilku stron w internecie typu "jak sprawdzić, czy nie mam podróbki" byłam już niemalże pewna, że trafiłam na podróbę... jednak ostateczne potwierdzenie uzyskałam u swojej ulubionej wizażystki Madzi Pyzik (pozdrawiam, jeśli to czytasz!), która porównała moją felerną paletę ze swoim oryginałem. Na szczęście cała sprawa zakończyła się dość polubownie, dostałam swoje pieniądze z powrotem i obiecałam sobie, że nigdy więcej nie kupię palety z wcześniej nie sprawdzonych źródeł!
Was także przed tym przestrzegam!!!

Oryginalną paletkę udało mi się kupić parę tygodni później w promocyjnej cenie na stronie internetowej Kosmetyki z Ameryki (przecena z 130 zł na 80!!!), w gratisie dostałam także próbkę bazy pod cienie, która notabene sprawdza się świetnie!

Jak możecie się domyślić - w tej palecie również zakochałam się bez pamięci!
Po pierwsze: niesamowicie intrygujący design, z którego słynie marka TheBalm - taką rzecz aż chce się mieć u siebie w kosmetyczce. Po drugie: bardzo dobrze napigmentowane cienie, w przepięknych odcieniach. Moje ulubione to zdecydowanie oberżynowy cień Sexy oraz baaardzo głęboki, czekoladowy brąz Sleek. 
W palecie Nude Tude znajdziemy cienie zarówno matowe, jak i połyskujące, które wystarczy nałożyć palcem na środkową część powieki lub kącik - i już wyglądają nieziemsko!

Makijaż wykonany tą paletą znajdziecie tu -> KLIK 

Same kolory w palecie w większości mi odpowiadają, aczkolwiek... 



Tu pojawia się kwestia samowystarczalności tej palety. Mi zdecydowanie brakuje jasnego, matowego beżu, zamiast którego mamy równie piękny, ale już nie tak uniwersalny jak beż, różowy cień Stubborn. 
Bardzo rzadko używam cień Sassy - który nie dość, że jest biały, to jeszcze połyskujący i  po prostu nie pasuje do większości makijaży, jakie wykonuję.

To właśnie jest powód, dla którego nie uznałabym tej palety za najlepszą w mojej kolekcji.
Dla mnie nie jest samowystarczalna, a to jest aspekt, na którym bardzo mi zależy.

Porównując paletę Nude Tute z TheBalm i Smoky z Zoevy - to zdecydowanie Smoky wychodzi na prowadzenie. Jednak pamiętajcie, że jest to moja własna, subiektywna opinia, z którą nie musicie się zgadzać. Każdy z nas ma inne wymagania i czego innego oczekuje od paletek.
Dla mnie Zoeva wygrywa swoją jakością i uniwersalnością, mogę wykonać dosłownie każdy makijaż używając tylko tej jednej palety... dlatego to ona zajmuje szczególne miejsce w moim sercu i to ją polecałabym tym z Was, którym nie jest żal przeznaczyć trochę więcej pieniędzy na dobrą paletkę cieni.


Koniecznie dajcie znać jakie są Wasze odczucia w stosunku do tych dwóch palet, ale i do wszystkich, które pokazałam.
Podzielcie się też swoimi ulubionymi paletami!



! ! !
Jak już jesteśmy w temacie makijażu to nieśmiało zapraszam wszystkie chętne dziewczyny na makijaże: zarówno codzienne, jak i okolicznościowe. Bardzo chciałabym poszerzać swoją amatorską wiedzę w kwestii wykonywania makijażu i jeśli któraś z Was postanowi mi zaufać - będzie to dla mnie ogromne wyróżnienie i wyzwanie!
Chętne osoby zapraszam do kontaktowania się poprzez e-mail: tomkowskadominika@gmail.com
! ! !


*

Tymczasem żegnam się z Wami, życzę dobrej nocy!
xoxo



4 komentarze:

  1. WoooW bardzo śliczne odcienie kolorów! ;) Bardzo urocza jest ta paletka z czekoladą <3 ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny i przydatny wpis, wykonujesz piękne makijaże! A ja marzę o paletce z The Balm. Pozdrawiam!

    http://lapaczchwilfoto.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny, a na dodatek przydatny wpis dla kobietek w każdym wieku. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny post! Moją pierwszą paletką też był Sleek i też rzadko do niego wracam. Makeup Revolution jest chyba najlepszym wyborem, jeśli nie mam na tyle pieniędzy,żeby kupić np. Zoeve. Uwielbiam proporcję jakości do ceny w MUR. Jednak uważam tak jak Ty,że palety Zoevy są warte swojej ceny i uwielbiam moją "Naturally Yours" i już mi się marzy jakaś kolejna <3
    Uwielbiam Twoje kosmetyczne posty !

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze! ;)