17 lis 2016

Nowości: promocje Rossmann, Natura




Hej wszystkim, z tej strony Rudolf czerwononosy! 
Łączę się w bólu ze wszystkimi chorowitkami, których spotkał ten sam nieszczęsny los co mnie. 
Co prawda broniłam się dzielnie już kilka tygodni, ale w końcu organizm nie wytrzymał i skapitulował. Może oszczędzę Wam opisywania w szczegółach jak bardzo źle się czuję, jak pęka mi głowa, jak bolą mięśnie i jak bardzo mam zatkany nos, bo chyba dla nikogo nie jest to atrakcyjne. Jednak jako iż na swoim blogu jestem szczera to nie mogłam sobie odpuścić wzmianki o swoim kiepskim samopoczuciu, no przecież każda z nas lubi sobie czasem ponarzekać, czyż nie?!
To jak już narzekanie mamy z głowy to czas przejść do przeprosin. Przepraszam, że znów nie było mnie tutaj dłuższy czas (w zasadzie to już prawie 10 dni!), jednak jak już wiele razy wspominałam ostatnio czas mija mi niesamowicie szybko - czasem sama nie wiem, kiedy i gdzie uciekają kolejne dni. Ponadto tak jak pisałam w poprzedniej notce - listopad nigdy nie był dla mnie korzystnym miesiącem i niestety każdy kolejny dzień coraz mocniej utwierdza mnie w tym przekonaniu. Zapewne znacie to uczucie, kiedy nagle wszystko wali Wam się na głowę dokładnie w tym samym momencie... w takich chwilach człowiek ma ochotę tylko usiąść i płakać. Ewentualnie schować się pod grubą pierzyną i nie wychodzić z łóżka dopóki nie będzie lepiej. Osobiście wybrałabym połączenie tych dwóch opcji, ale że nie mogę zbyt długo trwać w jednym stanie to podejmuję te dość nieudolne próby przywrócenia się do równowagi. Jednak kiedy człowiek tak mocno się rozsypie to potem może zająć mu trochę czasu ponowne poskładanie się do przysłowiowej kupy. Ja przyznaję bez bicia - rozsypałam się totalnie i czasem brakuje mi sił, aby się do końca poskładać. Teraz mogę to zrzucić na karb choroby i czekać, aż w końcu zza chmur nad moją głową wychyli się słońce.
Mam wielką nadzieję, że stanie się to już niebawem (możecie mi tego życzyć, nie obrażę się!).

Koniec tych smutów, czas przejść - w końcu! - do konkretów.
Dziś mam dla Was post z nowościami kosmetycznymi. Te zakupy poczyniłam już miesiąc temu, jednak ciągle coś stawało mi na przeszkodzie w stworzeniu tego wpisu, w którym podsumuję zarówno słynną promocję -49% w Rossmannie, jak i kilka łowów z Drogerii Natura. 
Jeśli jesteście ciekawi co udało mi się upolować - zapraszam do dalszej części wpisu!




* * * 




Zacznę od prezentowania kosmetyków w tej kolejności, w jakiej pojawiły się one na promocji w Rossmannie. Na  początek będą to produkty do paznokci i do ust. 

Tym razem postanowiłam nie szaleć i ograniczyłam się do zakupu tylko kilku produktów, w tym jednego do ust - co jest całkiem niezłym osiągnięciem, bo kiedyś kupowałam pomadki na potęgę!




Jako iż bardzo lubię lakiery z Wibo i miałam już z nimi do czynienia wcześniej, zdecydowałam się na zakup kilku kolorów, które w moim odczuciu są bardzo jesienne. 

Czarny kolor to klasyk, który pojawia się u mnie na pazurkach najczęściej w momencie, gdy nie mam pomysłu na inny odcień. Tego konkretnego nie miałam jeszcze okazji testować, najwyraźniej jeszcze nie nadeszła na niego odpowiednia pora (póki co noszę hybrydy :)). 




Kolejny kolor totalnie mnie zauroczył - według mnie to takie zgaszone bordo, wygląda cudownie na pazurkach i dodaje bardzo jesiennego klimatu, jestem na tak!




W międzyczasie zaplątał mi się jeszcze lakier z Miss Sporty (lakiery tej marki również bardzo lubię i polecam) w ciekawym odcieniu fioletu - dla mnie to coś pomiędzy fioletem, a śliwką. Ten kolor również często pojawiał się na moich paznokciach, sami przyznacie, że jest niezwykle wdzięczny i jesienny ;-)




Wracamy do Wibo i do koloru, który skradł moje serce! To mój zdecydowany ulubieniec, idealny odcień zgaszonego, brudnego różu, bardzo uniwersalny, sprawdzi się na co dzień zarówno na uczelnię jak i do pracy. Jestem nim szczerze zachwycona, tym bardziej, że jakość jest rewelacyjna - w porównaniu do śmiesznie niskiej ceny. Lakier trzymał mi się na paznokciach całe 5 dni bez żadnych odpryśnięć, co jest naprawdę dużym osiągnięciem jak na mnie i moje "ogryzki" ;-) 
Bardzo serdecznie polecam go nabyć jeśli też przepadacie za takimi odcieniami!




Zakupem wspomnianego wcześniej produktu do ust zaskoczyłam samą siebie!
 Tym razem zdecydowałam się kupić pomadkę kremową zamiast matowej i muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę!
Ta pomadka z Lovely z serii Creamy Color w numerze 3 sprawdziła się już niejednokrotnie w moim codziennym makijażu, kiedy nie miałam ochoty bawić się z nakładaniem matowej pomadki (powiedzcie, że też musicie na to poświęcić dobrych kilka minut!). Co prawda kolor, który widnieje na opakowaniu różni się od tego, który faktycznie pojawia się na ustach - ten na ustach wydaje mi się być bardziej czerwonawy niż brązowy, ale nie jest to rzecz, która jakoś strasznie by mi przeszkadzała. Pomadka sprawdzi się świetnie na co dzień, można ją wrzucić do torebki i w ciągu dnia poprawić zjedzoną część makijażu, bo nie oszukujmy się - kremowa pomadka będzie się zjadać prędzej czy później. Jednak za tak niską cenę i efekt nawilżonych ust - myślę, że warto spróbować! Osobiście mam ochotę na sprawienie sobie jeszcze jednego koloru ;-)





*

Czas na drugi tydzień promocji, kiedy mogliśmy upolować produkty do oczu. 
Tym razem moje zakupy są bardzo skromne, bo i nie potrzebowałam robić zapasów - akurat produktów do makijażu oczu nigdy mi nie brakuje :D 
No dobra, nigdy nie mów nigdy!

Te zakupy poczyniłam w biegu i przyznaję bez bicia, że nie przemyślałam ich - czego teraz trochę żałuję...
Dlaczego?



Nie chcąc wydawać zbyt wiele kasy na tusz, a mój ulubieniec z Loreal do najtańszych nie należy, nawet po promocji, postanowiłam wypróbować kolejny tusz z marki Lovely. 
Przyciągnęło mnie to oczo...ekhm, walące po oczach pomarańczowe opakowanie i obietnica, że będzie to tusz Volume Booster. 




Niestety, nie jestem z niego zadowolona. Ta szczoteczka jest na mnie o wiele za duża, często zdarza mi się narobić plamy albo co gorsza włożyć ją sobie do oka (sick!). Generalnie dość ciężko się jej używa. Efekt jest w porządku, ale nie taki WOW jak w przypadku tuszu z Loreal Volume Million  Lashes, do którego powrócę z podkulonym ogonem.
 Jaki z tego morał? Czasem warto wydać więcej i cieszyć się naprawdę genialnym efektem ;-) 





Natomiast drugi spontaniczny zakup okazał się strzałem w dziesiątkę!
Znów wybrałam markę Wibo, która naprawdę potrafi zrobić dobre produkty, jestem pod wrażeniem!
Kolejny raz postanowiłam trochę zaoszczędzić, dlatego kupiłam eyeliner tani jak barszcz, nie spodziewając się powalających efektów. Jednak już po pierwszym użyciu byłam szczerze zachwycona. Naprawdę, ten eyeliner daje radę! Po pierwsze jest mocno napigmentowany i ta czerń faktycznie wygląda jak czerń. W ciągu dnia nie kruszy się ani nie osypuje, wytrzymuje na oczach dobrych kilka godzin w stanie idealnym. W dodatku cienki pędzelek umożliwia narysowanie bardzo precyzyjnej kreski. Jedyny minus: eyeliner skleja rzęsy, dlatego ja zawsze maluje je od razu tuszem zanim eyeliner zdąży wyschnąć. Poza tym nie widzę wad, to bardzo dobry produkt. Tak naprawdę to on sprawił, że powróciłam do malowania kresek na powiece, czego nie robiłam już kilka dobrych miesięcy!


*




 Nadszedł czas na ostatni tydzień promocji.... tym razem trochę przyszalałam, bo tak się złożyło, że w jednym momencie skończyło mi się kilka produktów do twarzy i musiałam nadrobić zapasy. A przy okazji przetestować kilka nowości, no kto by się nie skusił?!

Zdjęcie swoich łowów pokazywałam Wam bezpośrednio po zakupie na swoim instagramie i przeżyłam mały szok, bo jeszcze nigdy żadne moje zdjęcie nie miało takiego zasięgu jak to!
Ten fakt tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że ludzie lubią czytać o kosmetykach dlatego postaram się o częstsze wpisy w tej tematyce. 
Przy okazji poleciłam Wam także zakup produktów przez stronę Rossmanna, co sama uczyniłam i byłam bardzo zadowolona! Po dodaniu wybranych produktów do koszyka został naliczony rabat, mogłam wybrać sklep, w którym chcę odebrać swoje zamówienie, a co dla mnie najważniejsze: nikt nie "macał", nie otwierał i nie naruszał wybranych przeze mnie kosmetyków. Same plusy! W przyszłości z pewnością będę korzystać z tej opcji i Wam także polecam ;-) 

No, ale dość tego gadania, czas na omówienie rzeczy, które wybrałam!




Oprócz dwóch ulubieńców, czyli pudru Rimmel Stay Matte w odcieniu 001 Transparent i korektora Maybelline Affinitone w odcieniu 01 Nude Beige reszta produktów to u mnie całkowite nowości!
Nie mogłam się doczekać testowania i po tych kilku tygodniach mogę powiedzieć nieco więcej o tym, czy wybrane przeze mnie kosmetyki się sprawdzają czy nie ;-) 




O moim ulubieńcu wspominałam Wam już wielokrotnie, więc nie będę się rozpisywać, po prostu powiem, że według mnie to najlepszy drogeryjny puder, który faktycznie matuje na wiele godzin. 
Zawsze do niego wracam, bo sprawdza się u mnie rewelacyjnie ;-) 






Jako że dość dawno nie testowałam nowego podkładu postanowiłam wykorzystać trwającą promocję i zaopatrzyć się w produkt, który był wielokrotnie wychwalany w tak zwanych internetach. 
Mowa oczywiście o podkładzie Loreal True Match (ja wybrałam najjaśniejszy odcień 1.N Ivory). 
Po tylu pozytywnych opiniach jakie czytałam byłam bardzo ciekawa czy u mnie też tak dobrze się sprawdzi. Na szczęście - nie zawiodłam się! Podkład ma rewelacyjny kolor, który pasuje do mojej karnacji wręcz idealnie - nie jest ani za różowy, ani za żółty. Ma mocno lejącą się konsystencję, co początkowo mnie zaskoczyło, ale można się do tego przyzwyczaić :) 
Co więcej - ma całkiem dobre krycie, przy jednej pompce zakrywa większość mniejszych niedoskonałości, wyrównuje koloryt cery, nie jest za ciężki. Spokojnie można budować krycie, nie uzyskując przy tym efektu maski. Ja jestem bardzo zadowolona i podejrzewam, że nasza przygoda będzie trwała dalej (chyba, że znajdę podkład, który powali mnie na kolana, a tak się jeszcze nie stało :D).

Do kompletu zamówiłam także korektor kryjący niedoskonałości cery z Loreal z tej samej serii True Match w odcieniu 1 Ivory. 
Sądziłam, że skoro tak dobrze sprawdził mi się podkład, to z korektora będę również zadowolona, ale niestety... zawiodłam się. Być może to kwestia źle dobranego koloru: ten, na który ja się zdecydowałam był bardzo żółty i miałam wrażenie, że w ogóle nie radzi sobie z zakryciem cieni pod oczami. Dałam mu kilka szans, ale wciąż było tak samo i patrząc w lustro widziałam tylko te okropne wory pod oczami... Skapitulowałam i powróciłam do swojego ulubieńca z Maybelline :)





*




O tym małym gagatku pisałam Wam tu tyle razy, że serio nie ma sensu się powtarzać. Wiecie, że go uwielbiam i niezmiennie - polecam!


*




Swoją przygodę z bazami pod makijaż rozpoczęłam stosunkowo niedawno i pierwszym tego typu produktem była baza z Kobo, którą mam do dziś. Jednak nowość, na którą się zdecydowałam totalnie wybiła się na prowadzenie!

Produkt z Eveline Cosmetics to baza silikonowa, mająca wygładzać i matowić naszą skórę. Dla posiadaczek tłustej cery tak jak moja - strzał w 10!
Mam wrażenie, że po nałożeniu tej bazy każdy podkład, który używam trzyma się na buzi o wiele dłużej. Jestem zachwycona! 
Sama baza ma faktycznie silikonową, żelową konsystencję, która przyjemnie wygładza skórę. Nie zauważyłam wyraźnego zmniejszenia porów, ale nie jest to zbyt wielkim minusem. 
Bardzo podoba mi się to eleganckie, czarne opakowanie (przyznajcie się, też zwracacie na to uwagę!). 
Z całego serca polecam Wam zakup tej bazy jeśli zależy Wam na przedłużeniu trwałości makijażu twarzy, ona naprawdę radzi sobie z tym rewelacyjnie!




*



Kupno fixera chodziło mi po głowie już w wakacje, jednak nie mogłam się zdecydować na konkretny produkt. I tak w moje ręce wpadł fixer marki Bielenda, którego byłam niesamowicie ciekawa.
Muszę przyznać, że jestem bardzo mile zaskoczona. Po pierwsze produkt ma przyjemny zapach, bardzo szybko wysycha po spryskaniu skóry. Co prawda po aplikacji czuję ściągnięcie, ale ten efekt mija po kilku minutach. Makijaż wygląda na scalony i faktycznie trzyma się bardzo długo. Produkt idealny na wielkie wyjścia, sesje, lub po prostu dni, kiedy zależy nam na tym, aby makijaż jak najdłużej pozostawał na swoim miejscu. Bardzo gorąco polecam!


I tak prezentują się moje Rossmannowe łowy, prawda, że jest kilka perełek?
Ja jestem bardzo zadowolona i cieszę się, że tak wiele produktów mi się sprawdziło ;-)


*


Przechodzimy do zakupów w Drogerii Natura, do której mam teraz niebezpiecznie blisko co zwykle kończy się zakupami i wielkim niezadowoleniem mojego coraz chudszego portfela...
Ale to nie on ma być zadowolony tylko ja - zgadza się?!





Na zakup gąbki do makijażu zdecydowałam się spontanicznie - potrzebowałam nowego "narzędzia" do nakładania podkładu, bo moja poprzednia gąbka z Real Techniques wygląda gorzej niż źle.
Niestety ta gąbka z Natury kompletnie się nie sprawdza, jest o wiele za twarda i nie mięknie nawet po dłuższym przebywaniu w wodzie. 




*




O tym, że lubię testować jednorazowe maseczki mówiłam Wam już niejednokrotnie. 
Tym razem sięgnęłam po maseczkę Dermaglin z oczyszczająco-odżywczą zieloną glinką.

Skóra była po niej wyraźnie oczyszczona i gładka. 
Przed jakimś specjalnym wyjściem sprawdzi się idealnie :) 




*




Czarne maseczki Carbo Detox  marki Bielenda to ostatnio hit w internecie. 
Wcale się nie dziwię, bo po użyciu oczyszczającej maski węglowej z aktywnym węglem i glinką zieloną dla cery mieszanej i tłustej - ja również zakochałam się w efekcie, jaki daje!

Skóra jest naprawdę mocno oczyszczona, a pory są wyraźnie zwężone, co dla mnie jest naprawdę efektem WOW, bo jeszcze nigdy żadnej masce się to nie udało. Maska ma bardzo przyjemny zapach, rozprowadzona na twarzy po kilku minutach zasycha. Jedyny minus za dość ciężkie zmywanie, które kończy się umywalką całą uwaloną czarnymi zaciekami. Jednak dla takiego efektu uważam, że warto! Muszę zrobić zapas ;-) 




*



Kolejną maskę kupiłam na próbę, a że bardzo lubię produkty marki Ziaja i zwykle się u mnie sprawdzają - ufam, że ta też będzie świetna! Póki co jej nie testowałam, ale jeśli Wy macie jakieś doświadczenia to chętnie się dowiem, co o niej sądzicie ;-)
Piszcie w komentarzach!




*




Kolejne produkty to dla mnie totalne nowości, na które natknęłam się któregoś razu w Drogerii Natura (chyba miałam szczęście, bo teraz już ich nie widzę...). 
Mowa o polskiej marce Vianek, która przyciągnęła mnie zarówno swoim ciekawym designem - bardzo minimalistycznym, ale eleganckim, jak i bardzo dobrym składem. 

Początkowo kupiłam na spróbowanie odżywczy żel myjący do twarzy z ekstraktem z miodunki, o którym producent mówi tak:

Żel do twarzy przeznaczony do codziennego mycia każdego rodzaju cery. Zawiera łagodne detergenty, skutecznie oczyszczające twarz z makijażu i zabrudzeń. Miód, bogaty w witaminy olej z pestek moreli i lecytyna sojowa gwarantują utrzymanie właściwego nawilżenia. Ekstrakt z miodunki to bogactwo składników odżywczych, dzięki czemu żel dodatkowo wzmacnia i chroni skórę przed podrażnieniami.

Żel jest bardzo delikatny, niezbyt mocno się pieni, ale dobrze oczyszcza skórę, ja stosuję go zwykle po demakijażu płynem micelarnym. Jestem z niego zadowolona :) 
Produkt możecie kupić TU. 





*




Po tym jak sprawdził mi się żel, postanowiłam dokupić jeszcze maseczkę peeling do twarzy z mielonym lnem. 

Co mówi o nim producent?

Wyjątkowe połączenie delikatnego peelingu w postaci drobno zmielonego siemienia lnianego i maseczki. Dzięki niezwykle delikatnej formule może być stosowana w przypadku każdego rodzaju cery, nawet bardzo cienkiej i wrażliwej. Bogactwo składników odżywczych (olej sojowyolej z pestek moreliolej rokitnikowymasło kakaowemasło sheamasło avocado) oraz miód wspaniale odżywia, wygładza, nawilża i uelastycznia skórę. Po zastosowaniu pozostawia skórę aksamitnie gładką, promienną i pełną blasku.

Faktycznie - peeling jest delikatny, ale oczyszcza skórę. Jedyne z czym nie mogę się zgodzić to to, że ma pozostawiać skórę aksamitnie gładką - u mnie niestety zostawia tłustą powłoczkę, czego nie znoszę. Oprócz tego produkt jest super, więc jeśli nie przeszkadza Wam uczucie nie do końca domytej skóry to będziecie zadowoleni. 

Produkt znajdziecie TUTAJ. 




*

Na koniec jeszcze dwa produkty, które dorwałam będąc w drogeriach przy tak zwanej okazji ;-) 



Dawno nie używałam suchego szamponu i stwierdziłam, że jesień to dobry czas aby do niego powrócić. Jako iż włosy w tym okresie są słabsze, częściej wypadają, są przesuszone i wymagają częstszego mycia, a my nie zawsze mamy czas, bo nie umyliśmy włosów wieczorem, a rano musimy już wychodzić...wtedy suchy szampon sprawdza się idealnie jako ostatnia deska ratunku! 
Po spryskaniu włosów z pewnej odległości musimy wmasować biały proszek w skórę głowy i wyczesać włosy, które nabierają objętości i chwilowej świeżości. Oczywiście suchy szampon powinno używać się w sytuacjach awaryjnych, a nie jako substytut mycia, ale chyba nie muszę o tym nikomu przypominać... ;-) 
Ten Orientalny ma przepiękny kwiatowo-owocowy zapach, bardzo przypadł mi do gustu. 







I na koniec perfumy, które w tym szarym i zimnym czasie przypominają mi o wiośnie i o ukochanych kwiatach... wiecie już, o jakich?

Oczywiście o bzach! Perfumy o takiej nucie zapachowej to dla mnie wybór idealny. Są delikatne, kobiece, otulają mnie ciepłą mgiełką zapachu i przenoszą do tych wiosennych dni, za którymi zdążyłam już zatęsknić. 

Bardzo lubię perfumy z Oriflame, bo długo utrzymują się zarówno na skórze, jak i na ubraniach. 
Polecam szczególnie fankom kwiatowych, eterycznych zapachów :) 




* * * 

Nawet nie wiecie jaka jestem z siebie dumna, że dotrwałam do końca i udało mi się skończyć pisanie tej notki. Przyznam, że miałam kryzys i już prawie machnęłam na to ręką, ale zawzięłam się w sobie i udało się!
Mam nadzieję, że wybaczycie mi wszystkie błędy językowe, które zapewne pojawiły się w tym wpisie - na swoją obronę mam tylko swój kiepski stan. 
Tymczasem uciekam pod kołdrę, bo moja obolała głowa lada moment eksploduje... a tego wolałabym uniknąć, bo może mi się jeszcze przydać ;-)

Całusy i do zobaczenia,
xoxo 


8 komentarzy:

  1. Świetne zakupy :) Muszę wypróbować w końcu ten korektor i maseczka z węglem też bardzo kusi :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Co to.znaczy karb.choroby hyy?

    OdpowiedzUsuń
  3. Też bardzo lubię kosmetyczne wpisy :) Sama stosuję teraz żel rumiankowy Sylveco, ale jak tylko się skończy wypróbuję ten Vianek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, cieszę się bardzo, będzie ich więcej! :)
      Polecam :)

      Usuń
  4. Eyeliner z Wibo najlepszy ! też go mam !:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze! ;)