25 maj 2016

Uncover



Cześć kochani!

Tak jak wspominałam we wcześniejszych postach ostatni czas nie należał do najłatwiejszych w moim życiu. W ciągłym biegu i natłoku obowiązków zagubiłam trochę samą siebie, zapomniałam o swoich potrzebach i niejako zdrowiu. Zestresowana i spięta nie miałam ochoty na nic oprócz snu - który notabene jest chyba dla mnie lekarstwem na całe zło! Ciężkie sytuacje związane zarówno z uczelnią jak i życiem prywatnym skłoniły mnie do wielu refleksji. Dotyczą one tak wielu aspektów, że mam problem z ubraniem swoich myśli w odpowiednie słowa. Ach, gdybyście tylko mogli zajrzeć do mojego umysłu... byłoby o wiele łatwiej przekazać Wam całą głębię tego, co czuję! Myśli kłębią mi się w głowie jak szalone i nie do końca wiem, od czego zacząć. Dlatego jeśli ten wpis będzie w Waszym odczuciu nieco chaotyczny i nieuporządkowany to bardzo przepraszam!

Stwierdzenie, że każdy człowiek ma w sobie pewną granicę wytrzymałości zarówno fizycznej jak i psychicznej nie będzie zapewne niczym odkrywczym. Jednak ja zdałam sobie sprawę z prawdziwości tego faktu w bardzo dotkliwy sposób... tak naprawdę rok 2016 jest dla mnie rokiem wielkich rozczarowań. Wiem, że pewnie zdziwicie się czytając te słowa, bo zwykle staram się kreować obraz siebie jako osoby wesołej i pozytywnie nastawionej... jednak prawda jest taka, że jest we mnie także wiele odcieni czerni. Mam w sobie smutek, którego chyba nikt nie potrafi zrozumieć - łącznie ze mną samą. Odkąd doświadczyłam na własnej skórze wielkiego bólu związanego z odejściem kogoś bardzo ważnego moje życie uległo zmianie. Być może nie widać tego na pierwszy rzut oka, może znalazłyby się osoby, które stwierdziłyby, że przecież nic się nie zmieniło! Jednak wewnątrz mnie zmieniło się wszystko. 
Zwątpiłam w świat, zwątpiłam w ludzi, zwątpiłam w Boga, w dobro, w sprawiedliwość. Wiem, moja reakcja nie jest niczym dziwnym i nienormalnym. Większość osób reaguje rozżaleniem kiedy doświadcza tak dotkliwej straty. Jednak ten stan z biegiem czasu łagodnieje... ból powoli przestaje dawać o sobie znać na każdym kroku, rany się zabliźniają. Ja jednak nie pozwalam zabliźnić się swoim. Bez przerwy rozdrapuję wszystkie rany, wbijając paznokcie głęboko, aż do krwi. Zanurzam się w żalu i tak mi w nim dobrze, że nie mam ochoty wypływać na powierzchnię. Boję się, że ktoś zbliży się do mnie na tyle, że zdążę pokochać go całym sercem, a potem... potem po prostu mnie zostawi, jak gdyby nigdy nic. Tak wiele razy to przerabiałam i wciąż nie potrafię wyciągnąć odpowiednich wniosków. Nie umiem nauczyć się nie obdarzania uczuciem ludzi, którzy nie są pewni swoich własnych uczuć. Tacy ludzie to chorągiewki, które przechylają się właśnie w tę stronę, w którą akurat powieje wiatr. I mimo tego, że wciąż jestem tak beznadziejnie naiwna ze swoją wiarą w ludzi i ich dobro, to jednak ten rok odciska piętno w moim sercu. Świadomość tego, kim jestem - chyba dopiero teraz zaczynam rozumieć sens tych słów. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, jakim jestem człowiekiem. Bez żadnych upiększeń, masek, kłamstw. Zobaczyłam siebie całkiem nagą, obnażoną z wszystkich zalet, o których sądziłam, że są. I zrozumiałam, że nie lubię tego człowieka, którego widzę w lustrzanym odbiciu. Nie mam tu na myśli akceptacji siebie. Po prostu nagle poczułam, że nie chcę być tym, kim jestem. Kim się stałam. Patrzę na swoją twarz w lustrze i widzę same wady. Zaciskam powieki pragnąc przegonić ten negatywny obraz siebie, jednak gdy znów otwieram oczy - okazuje się, że to nie był sen. Z całą świadomością tego, co się ze mną dzieje muszę zdecydować, czy podejmę walkę. Czasami mam ochotę zrezygnować, utkwić w przekonaniu, że nie ma sensu się starać... jednak moje wciąż dziecinne, ale waleczne serce nie pozwala dojść do głosu tym czarnym myślom. Bardzo chcę stawać się osobą, którą sama będę szanować, której będę potrafiła spojrzeć prosto w oczy, bez żadnego wstydu. Mam wrażenie, że dopiero teraz uczę się akceptować swoje wady, a ich uświadomienie sobie było pierwszym krokiem w tej długiej wędrówce. Wędrówce do spełnienia, pełnej akceptacji i wewnętrznego spokoju. 

Nie chcę aby te słowa, które w końcu z siebie wyrzuciłam miały negatywny wydźwięk. Mam nadzieję, że nie odbierzecie ich jak użalanie się nad sobą lub wyznania osoby zaburzonej psychicznie. 
Sądzę, że większość młodych osób z biegiem czasu zaczyna sobie coraz mocniej uświadamiać to, kim jest - jakie ma wady, jakie zalety, co w sobie lubi, a czego nie może znieść. Powoli wchodzimy w dorosłe życie, które wymaga od nas przede wszystkim trzeźwej oceny rzeczywistości. Uświadomienie sobie tego kim jestem i po co jestem pozwala wybrać właściwy kierunek dalszego rozwoju. Dzięki realnej ocenie swojej osoby możemy podejmować decyzje odnośnie swojego psychicznego rozwoju, decydować o zmianach, które jesteśmy w stanie wprowadzać do swojego życia. Nie jest to ani łatwe, ani przyjemne. Chyba nikt z nas nie lubi momentu, w którym zdajemy sobie sprawę z naszych przywar. Często wzruszamy ramionami i udajemy, że nic się nie stało. O wiele łatwiej jest zwracać uwagę na wady innych ludzi, które czasem przysłaniają nam prawdziwy obraz danej osoby.

 "A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz?". 
Myślę, że czasami warto zatrzymać się na moment przy tych słowach i zapytać siebie samego: jak wiele razy zdarzyło mi się ocenić kogoś, wytknąć mu co zrobił źle i mieć przy tym satysfakcję? Jak wiele razy czułem się lepszy od innych, bo mam więcej pieniędzy, bo studiuję lepszy (w domyśle) kierunek studiów, bo mam lepsze ciuchy, droższy samochód?
Z pewnością zdarzyło się to każdemu z nas co najmniej raz. Mi również zdarza się oceniać innych, komentować ich decyzje, wybory i życie. Jednak staram się mieć świadomość tego, że warto zacząć od siebie. Zdać sobie sprawę czy może czasem nie zachowuję się w taki sam sposób, jaki denerwuje mnie u innych i który złośliwie wytykam. 
Bardzo często zdarza się, że widzimy w innych ludziach swoje własne wady. Jednak nie mamy na tyle odwagi i siły aby spróbować nad nimi pracować, kształtować swój charakter... dlatego wolimy oceniać innych, bo to jest szybsze. Łatwiejsze. Jednak czy przyjemniejsze? 

W ostatnim czasie doceniłam wagę szczerości. Jeśli nie potrafimy szczerze powiedzieć drugiej osobie z czym mamy problem, co nam przeszkadza, co jest nie tak... to jak możemy tworzyć relacje oparte na wzajemnym zaufaniu? Skoro ukrywamy swoje uczucia, niekiedy bojąc się konfrontacji. Uciekamy od prawdy, która może nas zranić. Uciekamy w kłamstwa, tworzymy iluzję, w której potem trwamy jak w magicznej bańce mydlanej. Jednak ona prędzej czy później pęknie... i co będzie wtedy? 
Ja uciekam od fałszu. Zbyt wiele go było w moim życiu, w moich relacjach z innymi ludźmi. Wciąż go widzę, czuję, doświadczam. Jednak wiem, że nie mam takiej siły aby zmienić cały świat. Jeśli ktoś woli żyć w fikcyjnym świecie, w którym nie ma miejsca na szczerość i prawdę to akceptuję jego wybór. Ja jednak wybieram inną drogę. Nawet jeśli miałabym zostać sama jak palec, to wolę taką samotność niż pozorne relacje, które są budowane na sztucznych fundamentach. 
Bliski kontakt z drugą osobą nie polega na ciągłym uświadamianiu jej, że jestem super, że może na mnie liczyć, że będę się wiecznie starać, że będę na każde zawołanie, że zawsze będę mieć ochotę na spotkania. 
Wydaje mi się, że jeśli relacja jest szczera i prawdziwa to takie rzeczy po prostu się wie. Czuje się to zaangażowanie i nie ma potrzeby nadmiernie go manifestować. Dla mnie relacje nie są na pokaz. 
Nie spotykam się z kimś po to, aby zrobić milion zdjęć, które potem wszędzie opublikuję, żeby wszyscy widzieli jakich mam przyjaciół, a co! Przyznaję bez bicia - w przeszłości zdarzało mi się zachowywać w ten sposób. I nawet nie wiecie, jak bardzo tego żałuję. Dlaczego? Bo praktycznie wszystkie znajomości, którymi tak się chwaliłam - teraz już nie istnieją. Widać nie wystarczyło pochwalić się faktem posiadania znajomych. Ten rok nauczył mnie także tego, że aby relacja mogła trwać obecne w niej muszą być dwie strony. Nie wystarczy zaangażowanie jednej osoby, która będzie inicjowała każdy kontakt, każdą rozmowę, spotkanie. Jeden człowiek nie uniesie na swoich barkach ciężaru relacji, to jest po prostu niemożliwe. Przekonałam się o tym wielokrotnie i już się nie staram. Jeśli widzę, że zainteresowanie znajomością gaśnie, jeśli druga strona czeka tylko na mój ruch - to sobie odpuszczam. Pozwalam aby życie zweryfikowało kim był dla mnie ten człowiek i ile wniósł do mojego życia. Na szczęście mnóstwo porażek, których doświadczyłam w kwestii relacji międzyludzkich przyczyniło się do równie wielu wniosków. 
Warto pomyśleć także o sobie. Nie poświęcajmy samych siebie w imię zachowania relacji z kimś, kto nie widzi, że się zatracamy. Ludzie lubią czuć, że nam na nich zależy i jest to całkiem naturalna przypadłość. Jednak czy połechtane ego jest ważniejsze niż szczerze zainteresowanie drugą osobą, jej historią, doświadczeniami, uczuciami, myślami? Niestety coraz częściej widzę, że dla wielu ludzi bardziej liczy się ilość, a nie jakość relacji. Wiele osób wybiera relacje na pokaz, zamiast tych prawdziwie szczerych i niekiedy cichych, skromnych, nie rzucających się w oczy. 
Ja wybieram relacje, którymi nie muszę się chwalić, o które nie muszę ciągle walczyć, w których nie muszę bez przerwy czegoś udowadniać. I dobrze mi z tym. Dobrze mi z tym, że nie żyję w wyimagowanym świecie, wśród fałszywych ludzi, którzy czekają tylko aż się potknę... aby mi to wypomnieć.

I dobrze mi z moją pasją, która już od lat pozostaje bez zmian. 
I będę powtarzać Wam aż do znudzenia - jeśli macie pasję, jeśli w czymś się spełniacie, coś sprawia Wam radość, dodaje siły, pozwala wyrazić siebie... to jesteście szczęśliwi. 
Pielęgnujmy w sobie te rzeczy, które są dla nas dobre i korzystne. Nie rezygnujmy z siebie tylko dlatego, że komuś nie przypadło to do gustu. 

"Krytykować – to znaczy dowieść autorowi, że nie robi tego tak, jakbym ja to zrobił, gdybym potrafił."

Karel Čapek

Ja bardzo się cieszę, że wciąż robię to co kocham, że to niezmiennie sprawia mi radość, jest oderwaniem od rzeczywistości, niekiedy ucieczką od bólu lub wyrzuceniem z siebie nadmiaru emocji. I że spotykam na swojej drodze ludzi, którzy tak jak ja zatracają się w swojej pasji, którzy rozumieją i szanują to co robię, którzy nie starają się mnie zmieniać. Dziękuję Wam za to. 


Zostawiam Was ze zdjęciami autorstwa mojej kochanej Kasi Banaszek, która pokazała mnie w taki sposób, jaki bardzo lubię. Delikatny, subtelny... ale z odrobiną przekory, którą dostrzec można uważnym okiem. 
W tych kadrach znajdziecie moje prawdziwe emocje, mój ból, moje zwątpienie, ale także moją siłę. Przynajmniej ja tak je widzę.

Zapraszam do oglądania!

* * * 

Fotografowała Katarzyna Banaszek <3
Makijaż wykonała Paula Wasikowska <3
Stylizacja Ana Louise <3










"Długo trwa, zanim człowiek jakoś dojdzie do siebie. Znaczy, stanie się sobą. Zorientuje się, że powinno się golić z włosem, a nie pod włos. Zrozumie, co lubi. Potem pojedzie na jakieś wakacje życia i tam spotka go coś wyjątkowego. Na siatkówce zapisze mu się jakaś zorza, zapamięta spojrzenie lokalnej dziewczyny. Trochę rzeczy po drodze zrozumie. Nauczy się rozmawiać z ludźmi. Będzie miał prywatną ścieżkę dźwiękową do życia: zestaw ulubionych piosenek na Youtube. Te wszystkie książki, które przeczytał jakoś go zbudują. I to wszystko zniknie razem z nim. Cała ta pełna szczegółów wiedza, cała subtelna konstrukcja."

Agnieszka Wolny-Hamkało "Zaćmienie"






(...) A ona? Co ona na to?
Zabiera stołek i miskę szeptając
Jak nie to nie idę do domu
Bezdomność jestem".

[bezdomność, Mariusz Bober - gość Miasta Poezji]








"(...) zbudowałem
dom
i teraz
ogień rozpalam
na wiatru cztery ściany". 

[...zbudowałem dom, Józef Bilski - gość Miasta Poezji]






"Czym jest miłość? Kwiatami,czekoladkami i poezją? Może czymś więcej? Kończeniem za kogoś żartu, absolutną wiarą w to ,że ten ktoś zawsze będzie po twojej stronie, przekonaniem,że cokolwiek zrobisz on to zrozumie i myśli tak samo jak ty?"

~ Richelle Mead







 "[...] mówiła nie wiele, prawie nic, cichym, ciągnącym się głosem. W gruncie rzeczy była wściekle uparta, ale cała jej wola, nie skierowana do żadnego czynu, obracała się jakby przeciw niej samej. Była demonem, ale jedynie wobec samej siebie, i systematycznie niszczyła w sobie wszystko, co mogło ją do innego, bardziej czynnego życia pobudzić. Poza tym była niesłychanie dobrą, łagodną i do przesady delikatną. Wiedziała prawie zawsze ukryte myśli ludzi, którzy z nią mówili, a przynajmniej Bungo nic absolutnie ukryć przed nią nie umiał. Panny takie zdarzają się jeszcze czasem na Litwie, ale jest to rasa wymierająca. ”

— Stanisław Ignacy Witkiewicz "622 upadki Bunga"







"Jest taka granica nieśmiałości, wstydu, strachu, za którą zaczyna się siła".

~ Danuta Stenka












9 komentarzy:

  1. "Ja jednak nie pozwalam zabliźnić się swoim. Bez przerwy rozdrapuję wszystkie rany, wbijając paznokcie głęboko, aż do krwi. Zanurzam się w żalu i tak mi w nim dobrze, że nie mam ochoty wypływać na powierzchnię."- tak! Mam dokładnie tak samo...
    I co do tych przyjaźni, o które się trzeba starać, rozumiem- niestety... W tym roku skończyła się moja 5letnia przyjaźń, bo tamtej stronie chyba się odechciało ;)
    A zdjęcia... Cóż. Kasia jest mistrzem, a Ty jesteś mistrzowską modelką. Ten duet nie mógł się nie udać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba możemy sobie przybić wirtualną piątkę... i życzyć sobie, aby takich przykrych sytuacji było już tylko mniej!
      A co do komplementów - dziękuję bardzo!!!

      Usuń
  2. Cudowna Ty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W swojej wypowiedzi zawarłaś tyle mądrych słów, tak dużo dobrego przekazu,szczerości, że aż ciężko to wyrazić słowami. Trzymam mocno za Ciebie kciuki, jesteś niesamowitą kobietą ! :):*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten wpis wzbudził we mnie ogrom zarówno pozytywnych jak i tych negatywnych emocji, które przeżywamy na co dzień. Bardzo mądry wpis, który snuje wiele wątpliwości co do relacji międzyludzkich. Tak naprawdę uczymy się jak budować zaufanie cegiełka po cegiełce, a przecież możemy je stracić w jednej sekundzie, kiedy ktoś wbija nam nieoczekiwanie nóż w plecy.
    Piękna sesja i przekaz słów, Pomarańczko! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, dobrze to ujęłaś!
      CIeszę się, że tak sądzisz :*

      Usuń
  5. Jejku, jakbym czytała o sobie... Jestem teraz na etapie, który muszę zakończyć, ponieważ wszyscy widzą, że coś złego się ze mną dzieje, tylko nie ja sama. I patrząc na siebie w lustrze, tak jak Ty, uświadamiam sobie, że nie lubię tej "mnie", którą się stałam przez tę osobę. Wierzę, że obie damy sobie radę! Trzymam mocno kciuki! :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze! ;)