18 paź 2015

Co nowego? Wrzesień/październik



Hej wszystkim!
Poprzedni post opublikowałam niemalże tydzień temu... Ależ ten czas leci! Jak szalony.
Przepraszam, że nie pojawiam się tu tak często jak to było do tej pory - jednak musicie zrozumieć, że wraz z rokiem akademickim moja aktywność tutaj będzie się stopniowo pomniejszać. Ponadto jesień, szczególnie tak szara i ponura, jaką mamy obecnie, sprawia, że tracę ochotę na cokolwiek - w takim stanie nie lubię do Was pisać, nie chcę zarażać Was negatywną energią. Niedługo zmiana czasu, po godzinie 16:00 będzie się ściemniać... okazji do zrobienia zdjęć będzie jeszcze mniej, niż obecnie. 
ALE! Bądźmy dobrej  myśli, może akurat nie będzie tak źle, jak teraz wydaje się, że będzie? Tego nie wie nikt i czasami warto pozwolić pozytywnie się zaskoczyć, niż od razu spisywać wszystko na straty (choć ja mam często do tego skłonność).
Dlatego dziś mimo tego, że czuję się nieswojo, bo chyba łapie mnie przeziębienie - postanowiłam się zmoblizować i dodać wpis! Ko
niec z tym ciągłym narzekaniem, trzeba wziąć się w garść.
A zatem... dziś pokażę Wam nowości z ostatnich miesięcy, tym razem nie będą to ciuchy, a dodatki do domu, kosmetyki i coś dla fanów Yankee Candle - nowe woski! 

Zapraszam do czytania i oglądania!


* * * 




Sklep Pepco moja mama określa mianem "wszystko i nic". Ma trochę racji, bo w zasadzie nie znajdziemy tam nic konkretnego, ale jeśli chodzi o drobnostki do wnętrz to można się obkupić! Ja musiałam się powstrzymywać aby nie wykupić połowy sklepu, tak dużo rzeczy mi się podobało! Jednak tym razem zdecydowałam się na dwa słoiczki/pojemniczki. 
Pierwszy słoiczek z brązową kokardką jest uroczy, póki co służy mi do przechowywania pędzli, ale myślę, że można go także wykorzystać w kuchni, czy w łazience - do przechowywania np. wacików. Bardzo fajna sprawa, a w dodatku tania -  ten słoiczek kosztował 4,99zł.




Drugi, trochę większy i z przykrywką, kojarzy mi się trochę ze słoikiem na ogórki :D Jednak napis Home Sweet Home i motyw serca bardzo mnie urzekły, więc go kupiłam. Jak widać służy mi do przechowywania wosków z Yankee Candle, których mam coraz więcej... ale o tym za chwilę!
Ten słoiczek kosztował 6,99zł. 




*

Jeśli już o Yankee Candle mowa... 
to muszę zaprezentować Wam swoje nowe zapachy, które przygarnęłam!
Nie będą one typowo jesienne, nie wiem dlaczego zdecydowałam się głównie na zapachy owocowe, ale te spodobały mi się najbardziej. 

Często pytacie mnie jakie woski mam, jakie polecam. 
Dlatego osoby zainteresowane tym tematem powinna ucieszyć obecność wosków w tym wpisie - mam nadzieję, że się zainspirujecie i że któryś zapach przypadnie do gustu i Wam!




Zapach Home Sweet Home jest dość intensywny, nieco korzenny. Kojarzy mi się z zapachem domu w okresie świątecznym, z przygotowaniami i krzątaniną. Wyczuwam w nim także trochę słodyczy, jak lukier na świątecznym cieście. Nie wiem, czy cokolwiek Wam to powie, w każdym razie - bardzo podoba mi się ten zapach, bo jest ciekawy, nieoczywisty. A etykietka cieszy oko ;-) 

*



Kolejny zapach, który tym razem kojarzy mi się bardziej z wakacjami - być może kupiłam go aby wspomnienia tych cudownych dni wciąż były trwałe w mojej pamięci? Summer Scoop to zapach słodki, letni, wakacyjny - połączenie słodkich lodów z nieco kwaśną bitą śmietaną. Prawdopodobnie będzie wywoływał nagłe napady głodu... dlatego proponuję odpalać go z kubłem lodów pod ręką ;-) 

*



I zdecydowanie coś, co pokochałam od pierwszego odpalenia - dosłowna bomba energetyczna! Pineapple Cilantro to zapach egzotyczny, bardzo słodki, cytrusowy. Niesamowicie mi się podoba i rozwesela te szare jesienne wieczory. Kiedy go odpalam to od razu przenoszę się do ciepłych krajów, leżę na hamaku i piję drinka z palemką o smaku ananasowym! Fani owocowych zapachów - MUSICIE go mieć!!! 

*


Kringle to dla mnie nowość - jeszcze nigdy nie miałam styczności z tą marką. 
Dzięki rekomendacjom pani ekspedientki ze stoiska w Felicity, która zapewniała, że te woski opłacają się bardziej niż Yankee, bo jest ich nieco więcej i są bardziej intensywne - zdecydowałam się na dwa zapachy, dla spróbowania. Jestem bardzo ciekawa, czy słowa pani ekspedientki to szczera prawda czy tylko chwyt marketingowy... Jak tylko się przekonam - dam Wam znać!

Zapachy wybierałam spontanicznie, wiele mi się podobało, ale zdecydowałam się na dwa - póki co!

Pumpkin Frosting to zapach idealny dla fanów Halloween. Jest dość ciężki, ale dzięki temu idealny na jesień, do kubka gorącej, cynamonowej herbaty - będzie jak znalazł! 

*



Za to Lily Of The Valley to zupełne przeciwieństwo poprzedniego zapachu. Ten jest bardzo świeży, kwiatowy - faktycznie pachnie jak konwalie, które osobiście bardzo lubię! Intensywności mu nie brakuje, można go odpalać zamiast odświeżaczy powietrza - sprawdzi się wspaniale, pozostawi po sobie bardzo rześki zapach, którego aż chcę się czuć w nozdrzach. 


*



Kolejne nowości to już coś bardziej kosmetycznego. 
Mam obsesję na punkcie produktów do ust i choć zawsze obiecuje sobie, że już koniec, więcej nie kupuję (bo mam tego mnóstwo!!!), to później rzeczywistość mnie przerasta i nie jestem się w stanie oprzeć... 

Tak było w przypadku rozsławionych wszem i wobec kredek do ust z Golden Rose
Słyszałam o nich tyle dobrego, tak wiele zachwytów, że z ciekawości postanowiłam sama je przetestować - i już po jednym dniu noszenia mogę stwierdzić, że rozumiem ten zachwyt. 




*



Na początek zdecydowałam się na dwa kolory. 
Numer 08 to kolor przybrudzonego różu, który na ustach wygląda na bardziej intensywny. 
Według mnie to kolor do noszenia na co dzień, do jesiennych stylizacji, grubego swetra i kapelusza. 





Kolor 05, przepiękne, intensywne bordo od razu wpadło mi w oko i wiedziałam, że tę kredkę zabiorę ze sobą. Wczoraj nosiłam ją na ustach cały dzień, testowałam - kredka przetrwała nawet posiłek! Co prawda "pozjadała" się szczególnie ze środka ust, ale kontur pozostał na swoim miejscu - co jest według mnie plusem, bo środek zawsze można poprawić i nie zajmuje to zbyt wiele czasu. Ponadto mimo tego, iż te kredki mają matową formułę to nie wysuszają ust tak mocno, jak konturówki, które mam. Mają masełkowatą konsystencję, którą łatwo się rozprowadza i która sprawia, że uczucie noszenia na ustach nie jest tępe, a przyjemnie aksamitne. 
Jestem oczarowana zarówno kolorami, jak i jakością tych kredek. Za cenę 11,99 zł - uważam, że naprawdę warto mieć chociaż jedną w swojej kolekcji! Coś czuję, że prędzej czy później wrócę po inne kolory... ;-)

*


 

Konturówki z Essence bardzo lubię i mam już sporą kolekcję. 
Kolorek 07 Cute Pink jest bardzo dziewczęcy, idealny na randkę i do subtelnych stylizacji. 

*


Jakiś czas temu wspominałam Wam na INSTAGRAMIE (jeśli ktoś mnie tam nie obserwuje, to zapraszam - jestem tam zdecydowanie najczęściej:)) o tym, że w końcu znalazłam swój idealny eyeliner!
Mowa o produkcie z Essence Superfine Eyeliner Pen - kupiłam go za 11 zł w Naturze. Bardzo podoba mi się ten cieniutki kształt flamastra, który umożliwia namalowanie bardzo precyzyjnej i co więcej - prostej!- kreski na powiekach. Dodatkowo ten produkt ma niesamowicie intensywny, czarny kolor, który nie blaknie po całym dniu noszenia, jest trwały, nic się nie rozmazuje, ba! aby go zmyć trzeba naprawdę poświęcić nieco więcej czasu, co zaskakuje, bo nie jest to produkt wodoodporny. Póki co - mój ulubieniec do zadań specjalnych! 

*





Maseczkę z Perfecty złapałam spontanicznie, przy okazji zakupów w Lidlu, jako iż ostatnio brakuje mi masek, mam same peelingi, toniki itd. 
Jeśli więc znacie dobre maseczki, najlepiej w pełnowymiarowym opakowaniu - to dajcie mi proszę znać w komentarzach :)

*



Peeling do ciała z Tutti Frutti dostałam za 2 złote jako dodatek do zakupów w Naturze i po kilku użyciach mogę stwierdzić z ręką na sercu, że jest to produkt warty polecenia!
Nie dość, że pachnie obłędnie, to ściera naprawdę porządnie - co dla mnie jest plusem. Oprócz tego! Pozostawia skórę przyjemnie nawilżoną, nie zaś tłusty film. Bardzo pozytywne zaskoczenie, jak mi się skończy to z chęcią kupię kolejne opakowanie. 

*




O odżywce z Gliss Kura wspominałam tu wielokrotnie, zawsze do niej wracam, jest moim niezbędnikiem jeśli chodzi o pielęgnację włosów. Jednak teraz dopuściłam się małej zdrady i zamiast różowej wersji zakupiłam fioletową. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone! ;-)

*



W kwestii żelu pod prysznic nie jestem zbytnio wymagająca - produkt ma ładnie pachnieć i dobrze się pienić. Jeśli jest przy tym tani i wydajny - to jestem usatysfakcjonowana. Tak było w przypadku Luksji: ładnie pachnie, na promocji kosztuje niecałe 7 zł, dobrze się pieni i jest wydajny. Nic mi więcej nie potrzeba. 

*




W kwestii włosów powoli zaczynam się robić dość nudna, bo w kółko używam tych samych produktów... Jednak wychodzę z założenia, że lepiej pozostawać przy tym, co się nam sprawdziło, niż na siłę szukać nowości do testowania. Szampon z Dove Oxygen Moisture pozostawia moje włosy gładkie, miękkie i przyjemne w dotyku, ponadto dobrze je oczyszcza, nie przeciążając ich. Bardzo lubię ten efekt dlatego będę wracać do tego produktu, szczególnie kiedy będzie na promocji za 14 zł ;-) 

*




O tym, że planuję kupić pełnowymiarowe opakowanie kremu z La Roche-Posay wspominałam Wam już w którymś wpisie i jak widać - słowa dotrzymałam!
Na szczęście udało mi się go upolować w okazyjnej cenie, dodatkowo dostałam też dwa produkty: żel i tonik, których z chęcią wypróbuję. 
Krem z La Roche-Posay Effaclar Duo + lubię głównie za uczucie, które pozostawia na mojej skórze. Jest gładka, nawilżona, lekko zmatowiona, ale nie ściągnięta. Tym razem będę testować go dłużej więc jak tylko zauważę czy są  jakieś efekty w kwestii trądziku to dam Wam znać!




*




Na koniec coś na moje słabe paznokcie. Nie wiem, czy to kwestia genów, czy odżywiania czy może jeszcze zupełnie czegoś innego, ale moje paznokcie bardzo ciężko zapuścić - a jak już się to uda, to mija dosłownie kilka dni, a wszystkie po kolei zaczynają się łamać i rozdwajać. Postanowiłam coś z tym zrobić i spróbować im pomóc - dlatego kupiłam odżywkę z Sally Hansen, o której czytałam wiele dobrych opinii. Zobaczymy, czy u mnie też się sprawdzi, wczoraj zaczęłam pierwszy dzień kuracji - będę informować o ewentualnych postępach lub ich braku (choć mam nadzieję, że jednak to złote cudo coś mi pomoże).




* * *

Ufff!
Mam nadzieję, że dobrnęliście do końca.
Dajcie znać czy mieliście do czynienia z którymś z produktów, które pokazałam i jeśli tak - to czy u Was się sprawdziły?

Tymczasem życzę miłego, niedzielnego wieczoru i całuję,
xoxo



9 komentarzy:

  1. Co do odżywki z Sally Hansen mi pomogła :)ale na dłuższą metę przestaje działać :) ja zapuuscilam swoje, ale po 3 mc jakby koniec i już nie pomaga :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzie dorwałaś effeclar i w jakiej cenie? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiele dobrego słyszałam o konturówkach z Golden Rose, chyba też muszę zakupić. A tą różową z Essence mam, uwielbiam, ale strasznie szybko znika z moich ust :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja polecam, oba kolory są super i serio dość długo się trzymają na ustach :)

      Usuń
  4. Świetny post! Chyba będę musiała również niedługo wybrać się do Pepco po jakieś jesienne "zapasy" haha.
    Mam prośbę jeszcze, czy mogłabyś napisać gdzie kupiłaś zestaw La Roche-Posay po okazyjnej cenie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny jest ten słoiczek z Pepco!

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do szminko-kredek z Golden Rose to na prawdę są świetne i do tego jest ogromny wybór w kolorach :)
    Kredki z essence też są świetne :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze! ;)